Branża Beauty w nowej odsłonie

Opublikowano przez

Z punktu widzenia działaczki ciałopozytywnej, która tę idee rozumie głęboko i szczerze — trans ideologia jest to odnoga branży beauty, ponieważ są to bardzo zaawansowane modyfikacje ciała. Z tym, że mają dużo bardziej sprytny marketing, bazujący na tworzeniu sekt tożsamościowych, z którego zrobiono otoczkę „praw człowieka ” co utrudnia krytykę. Nie sądzę, żeby głównie lewactwo tu coś kapitalizowało i żeby to była „wina feministek” itd, oni są raczej pożytecznymi idiotami w rękach sprawnych kapitalistów. Lewica coś tam wymyśliła o tolerancji i inkluzywności, w dobrej wierze skupili się na mniejszościach seksualnych, bo ich filtr empatii akurat objął tylko to, ale idee te szybko zostały przejęte i rozwinięte przez pazernych biznesmenów w celu kapitalizowania ich. 

„Feministki” nowej fali ślepo pchające dziewczynki w okaleczanie swoich dorastających ciał i dbające o uczucia męskich fetyszystów pozostawię bez komentarza.

Firmy niezajmujące się bezpośrednio rynkiem trans, ale promujące go, podpinają się pod to w ramach podążania za modnymi trendami. Jeśli ludzie lubią kupować coś obleczone tęczą, będą oblekać tęczą swoje produkty. Jeśli w tym sezonie bardziej modna będzie flaga trans, to ją wyeksponują. Nie ma tu wielkiej filozofii. Magia rynku. Zaimki w istagramowych  biogramach u gwiazd i polityków będą obecne tylko dopóki będzie im to przynosić jakieś profity.

LGBT to market, dojna krowa dla setek tysięcy ludzi. Nie dziwne, że tak rośnie w siłę. Aktywiści są tu opłacani jako kasta duchowieństwa, wyznaczają moralny kierunek, pouczają, namaszczeni przez los odmiennością (odpowiednik dotknięcia przez Boga), mogą dyktować nienamaszczonym — zwyczajnym ludziom co jest dobre, a co złe.

Walka o prawa mniejszości (którą zasadniczo popieram) szybko zamieniła się w walkę o kasę i o moralną hegemonię (której nie popieram).

Smak pieniędzy suto płynących do tęczowych NGO-sów przyciągnął też odpowiednio drapieżne rekiny, stąd agresywność i zaciętość tego środowiska. Dodajmy do tego ludzi rytualnie odcinających sobie lub własnym dzieciom w imię idei części ciała, którym dysonans poznawczy nigdy nie pozwoli, spojrzeć na sprawę obiektywnie. To właśnie oni zostaną dożywotnimi wojownikami sprawy, często za darmo walczącymi o utrzymanie przekonania, że idea, w której imię to zrobili była słuszna.

Lekarze od trans medycyny to w tej perspektywie po prostu lekarze od modyfikacji ciała, z całym ciężarem antyciałopozytywnego marketingu swoich usług, a że żerują na tym też psychiatrzy i psycholodzy — cóż, jakoś trzeba „zmodyfikowanych” utrzymać w ryzach i utwierdzać w sensowności wykupowania kolejnych usług, a autorytet „lekarza od umysłu” zawsze w cenie.

Możesz wesprzeć moją niezależną publicystykę wpłacając wybraną kwotę na Patronite..