Czy J.K Rowling to TERF? O co chodzi w cancelu autorki Harry’ego Pottera? Przeczytaj esej Rowling, który tłumaczy dlaczego protestuje przeciwko agresywnemu transaktywizmowi.

Opublikowano przez

Data powstania oryginalnego tekstu: 10.06.2020

Źródło: https://www.jkrowling.com/opinions/j-k-rowling-writes-about-her-reasons-for-speaking-out-on-sex-and-gender-issues/https://www.jkrowling.com/opinions/j-k-rowling-writes-about-her-reasons-for-speaking-out-on-sex-and-gender-issues/

Tłumaczenie i przypisy K. Królikowska:

„Ten tekst nie jest łatwy do napisania z powodów, które za chwilę staną się jasne, ale wiem, że nadszedł czas, aby odnieść się do tej otoczonej toksyczną atmosferą kwestii. Piszę to bez chęci dokładania się do tej toksyczności.

Dla osób, które nie są w temacie: w grudniu zeszłego roku wyraziłam na Twitterze moje poparcie dla Mai Forstater, specjalistki ds. podatków, która straciła pracę za tweety uznane za „transfobiczne”. Wniosła ona swoją sprawę do sądu pracy, prosząc sędziego o rozstrzygnięcie, czy przekonanie, że płeć jest determinowana przez biologię, jest chronione prawem. Sędzia Tayler orzekł, że tak nie jest.

Moje zainteresowanie problematyką transpłciowości pojawiło się na prawie dwa lata przed sprawą Mai, w którym to czasie uważnie śledziłam debatę wokół koncepcji tożsamości płciowej. Poznałam osoby trans, czytałam różne książki, blogi i artykuły osób trans, specjalistów ds. płci, osób interpłciowych, psychologów, ekspertów ds. ochrony dzieci (z ang. safeguarding experts), pracowników socjalnych i lekarzy, a także śledziłam dyskurs w Internecie i w tradycyjnych mediach. Z jednej strony moje zainteresowanie tym zagadnieniem miało charakter zawodowy, ponieważ piszę serię kryminalną, której akcja toczy się współcześnie, a moja fikcyjna detektyw jest zaangażowana w te sprawy, ale z drugiej strony jest to temat bardzo osobisty, jak to zaraz wyjaśnię.

Przez cały czas, gdy szukałam informacji i uczyłam się, oskarżenia i groźby ze strony transaktywistów intensywnie pojawiały się na mojej osi czasu na Twitterze. Zostało to początkowo wywołane przez „lajka”. Kiedy zaczęłam interesować się tożsamością płciową, zaczęłam robić zrzuty ekranu z komentarzy, które mnie interesowały, aby móc przypomnieć sobie, co będę chciała później zgłębić. Pewnego razu w roztargnieniu zamiast zrobić zrzut z ekranu, dałam „lajka”. To pojedyncze polubienie zostało uznane za dowód myślozbrodni (z ang. wrongthink) i wtedy rozpoczęło się nękanie mnie na niewielkim, ale stałym poziomie. 

Kilka miesięcy później spotęgowałam moją przypadkową zbrodnię „polajkowania” obserwując profil  Magdalen Berns na Twitterze. Magdalen była niezwykle odważną młodą feministką i lesbijką, która umierała na agresywnego guza mózgu. Obserwowałam ją, ponieważ chciałam się z nią bezpośrednio skontaktować, co mi się udało. Ponieważ jednak Magdalen była wielką zwolenniczką poglądu, że płeć biologiczna ma znaczenie oraz że lesbijki nie powinny być nazywane bigotkami za to, że nie randkują z transpłciowymi kobietami z penisami, kropki połączyły się w głowach twitterowych aktywistów trans i nękanie mojej osoby w mediach społecznościowych nasiliło się. 

Wspominam to wszystko tylko po to, by wyjaśnić, że doskonale wiedziałam, co się stanie, kiedy poprę Mayę. Do tego czasu byłam już z czwarty czy piąty raz skancelowana (z ang. I must have been on my fourth or fifth cancellation by then). Spodziewałam się gróźb przemocy i twierdzeń, że dosłownie zabijam osoby transpłciowe swoją nienawiścią, a także nazywania cipą i suką oraz oczywiście gróźb spalenia moich książek, aczkolwiek jeden szczególnie agresywny mężczyzna powiedział mi, że je kompostował. 

To, czego się nie spodziewałam po moim skancelowaniu, to lawina e-maili i listów, którymi zostałam zasypana, a z których przytłaczająca większość była pozytywna, pełna wdzięczności i wspierająca. Pochodziły od bardzo zróżnicowanej grupy życzliwych, empatycznych i inteligentnych ludzi, z których część pracuje w dziedzinach związanych z dysforią płciową i osobami transpłciowymi, a którzy są głęboko zaniepokojeni tym, w jaki sposób pewna koncepcja społeczno-polityczna wpływa na politykę, praktykę medyczną i ochronę osób potrzebujących opieki. Martwią ich zagrożenia dla dzieci, młodzieży i osób homoseksualnych oraz ograniczenie praw kobiet i dziewcząt. Przede wszystkim niepokoi ich klimat strachu, który nikomu nie służy – a już najmniej transpłciowej młodzieży – no cóż….

Zdystansowałam się od Twittera na wiele miesięcy, zarówno przed, jak i po tweetowaniu z poparciem dla Mai, ponieważ wiedziałem, że to nie jest nic dobrego dla mojego zdrowia psychicznego. Wróciłam tylko dlatego, że podczas pandemii chciałam podzielić się darmową książką dla dzieci. Natychmiast aktywiści, którzy najwyraźniej uważają się za dobrych, życzliwych i postępowych ludzi, wrócili na moją oś czasu uzurpując sobie prawo do kontrolowania moich wypowiedzi, oskarżania mnie o nienawiść, obrzucania mizoginistycznymi obelgami, a przede wszystkim – jak dobrze wie każda kobieta zaangażowana w tę debatę – nazywania TERF -em.

Jeśli jeszcze nie wiedziałeś – a dlaczego miałbyś? – „TERF” to akronim ukuty przez transaktywistów, który oznacza Trans-Exclusionary Radical Feminist. W praktyce ogromny i zróżnicowany przekrój kobiet nazywa się obecnie TERF -ami, a zdecydowana większość z nich nigdy nie była radykalnymi feministkami. Przykłady tak zwanych TERF-ów to matka homoseksualnego dziecka, która bała się, że jej dziecko chce poddać się tranzycji, aby uniknąć homofobicznego zastraszania albo całkowicie niefeministyczna starsza pani, która przysięgła, że nigdy więcej nie odwiedzi sklepu Marks & Spencer, ponieważ pozwala on każdemu mężczyźnie identyfikującemu się jako kobieta przebywać w damskiej szatni. Jak na ironię, radykalne feministki nie są nawet za trans-wykluczaniem – uwzględniają w swoim feminizmie transmężczyzn, którzy urodzili się, jako kobiety. 

Ale oskarżenia o terfizm wystarczyły, by zastraszyć wiele osób, instytucji i organizacji, które kiedyś podziwiałam, a które teraz kulą się ze strachu przed taktyką na poziomie piaskowicy. „Nazwą nas transfobami!” „Powiedzą, że nienawidzę osób trans!”. A co jeszcze powiedzą? Że masz pchły?

Jako biologiczna kobieta stwierdzam, że wiele osób na stanowiskach liderów naprawdę powinno mieć jaja (co jest bez wątpienia dosłownie niemożliwe, według poglądów ludzi, którzy twierdzą, że ryby błazenki są dowodem na to, że u ludzi nie wystepuje dymorfizm płciowy).

Więc dlaczego to robię? Po co się odzywać? Dlaczego nie zbierać po cichu swoich materiałów i nie wychylać się? 

Cóż, mam pięć powodów, by martwić się nowym transaktywizmem i wypowiadać na ten temat. 

Po pierwsze, posiadam charytatywny fundusz powierniczy, który koncentruje się na łagodzeniu wykluczenia społecznego w Szkocji, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet i dzieci. Mój fundusz wspiera między innymi projekty dla więźniarek oraz ofiar przemocy domowej i seksualnej. Finansuję również badania medyczne nad stwardnieniem rozsianym, chorobą, która przebiega bardzo różnie u mężczyzn i kobiet. Od jakiegoś czasu było dla mnie jasne, że nowy transaktywizm ma (lub prawdopodobnie będzie miał, jeśli wszystkie jego żądania zostaną spełnione) znaczący wpływ na wiele popieranych przeze mnie spraw, ponieważ wywiera nacisk na podważenie prawnej definicji płci biologicznej i zastąpienie jej koncepcją tożsamości płciowej. 

Po drugie, jestem byłą nauczycielką i założycielką organizacji charytatywnej dla dzieci, w związku z czym interesuje mnie zarówno edukacja, jak i ochrona (z ang. safeguarding) dzieci. Podobnie jak wiele innych osób, mam głębokie obawy co do wpływu, jaki ruch na rzecz praw osób transpłciowych ma na jedno i drugie.

Po trzecie, jako często zakazywana autorka, jestem zainteresowana wolnością słowa i broniłam jej publicznie, nawet wobec Donalda Trumpa.

Po czwarte, w pewnym momencie sprawy stają się naprawdę osobiste. Jestem zaniepokojona ogromną liczbą młodych kobiet, które chcą przejść tranzycję, a także rosnącą liczbą osób, które przechodzą detranzycję (powracając do swojej pierwotnej płci), ponieważ żałują podjęcia kroków, które w niektórych przypadkach nieodwołalnie zmieniły ich ciała i odebrały płodność. Niektórzy twierdzą, że zdecydowali się na tranzycję, gdy zdali sobie sprawę, że pociągają ich osoby tej samej płci, a decyzja o tranzycji była częściowo napędzana homofobią, czy to w społeczeństwie, czy w ich rodzinach.

Większość ludzi prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy – ja z pewnością tego nie wiedziałam, dopóki nie zeczęłam w sposób właściwy zgłębiać tego problemu – że dziesięć lat temu większość osób, które chciały dokonać tranzycji na płeć przeciwną, to byli mężczyźni. Te proporcje się teraz odwróciły. W Wielkiej Brytanii odnotowano 4400% wzrost liczby dziewcząt kierowanych do tranzycji. Dziewczęta z autyzmem są nadreprezentowane w tej grupie pod względem liczebności.

To samo zjawisko zaobserwowano w USA. W 2018 roku amerykańska lekarka i badaczka Lisa Littman postanowiła to zbadać. W wywiadzie powiedziała:

„Rodzice opisywali online bardzo nietypowy wzorzec identyfikacji transpłciowej, w którym wiele przyjaciółek, a nawet całe grupy przyjaciółek, identyfikowały się w tym samym czasie, jako trans. Byłabym niedbała, gdybym nie uwzględniła wpływu społecznego (z ang. social contagion) i wpływu rówieśników za potencjalnie istotne czynniki”.

Littman wymieniła Tumblr, Reddit, Instagram i YouTube jako czynniki przyczyniające się do tzw. Rapid Onset Gender Dysphoria, gdzie według niej w zakresie identyfikacji transpłciowej „młodzież stworzyła szczególnie odosobnione komory echa”.

Jej artykuł wywołał furię. Została oskarżona o stronniczość i rozpowszechnianie dezinformacji na temat osób transpłciowych, poddana tsunami nękania i zorganizowanej kampanii mającej na celu zdyskredytowanie zarówno jej, jak i jej pracy. Czasopismo przeniosło artykuł do trybu offline i ponownie go zrecenzowało przed ponownym opublikowaniem. Jednak jej kariera spotkała się z podobnym ciosem, co w przypadku Mai Forstater. Lisa Littman odważyła się zakwestionować jedno z głównych założeń transaktywizmu, które mówi, że tożsamość płciowa jest wrodzona, podobnie jak orientacja seksualna. Aktywiści upierali się, że nikogo nie da się przekonać do bycia trans.

Argumentem przytaczanym obecnie przez wielu transaktywistów jest to, że jeśli nie pozwolisz nastolatkom z dysforią płciową na tranzycję, popełnią one samobójstwo. W artykule wyjaśniającym swoją rezygnację z pracy w Tavistock (klinika gender National Health Service w Wielkiej Brytanii), psychiatra Marcus Evans stwierdził, że twierdzenia, iż dzieci zabiją się, jeśli nie zostaną dopuszczone do tranzycji „nie są zgodne z żadnymi solidnymi danymi lub badaniami w tej dziedzinie. Nie pasują też do przypadków, z którymi miałem do czynienia przez dziesięciolecia jako psychoterapeuta”.

Teksty młodych transmężczyzn ujawniają grupę szczególnie wrażliwych i mądrych ludzi. Im więcej ich relacji na temat dysforii płciowej czytałam, z ich wnikliwymi opisami lęku, dysocjacji, zaburzeń odżywiania, samookaleczeń i nienawiści do samego siebie, tym bardziej zastanawiałam się, czy gdybym urodziła się 30 lat później, sama też bym nie spróbowała tranzycji. Pokusa ucieczki od kobiecości byłaby ogromna. Jako nastolatka zmagałam się z ciężkimi zaburzeniami obsesyjno – kompulsyjnymi. Gdybym znalazła społeczność i sympatię w Internecie, których nie mogłam znaleźć w moim najbliższym otoczeniu, wierzę, że dałabym się przekonać do tranzycji w syna, którego mój ojciec wolałby mieć, jak to otwarcie powiedział.

Kiedy czytam o teorii tożsamości płciowej, przypominam sobie, jak psychicznie bezpłciowa czułam się w młodości. Pamiętam opis siebie Colette jako „psychicznej hermafrodyty” i słowa Simone de Beauvoir: „To zupełnie naturalne, że przyszła kobieta oburza się na ograniczenia, jakie na nią narzuca jej płeć. Prawdziwym pytaniem nie jest to, dlaczego powinna je odrzucić: problemem jest raczej zrozumienie, dlaczego je akceptuje”.

Ponieważ w latach 80 nie miałam realistycznej możliwości zostania mężczyzną, musiały mi wystarczyć książki i muzyka, które pomogły mi przejść zarówno przez moje problemy ze zdrowiem psychicznym, jak i seksualną kontrolą i osądem, które zmuszają tak wiele nastoletnich dziewcząt do wojny przeciwko swoim ciałom. Na szczęście dla mnie odnalazłam własne poczucie inności i własną ambiwalencję dotyczącą bycia kobietą, odzwierciedlone w twórczości pisarek i muzyczek, które upewniły mnie, że mimo wszystkiego, co seksistowski świat próbuje narzucić na kobiece ciała (z ang. „female-bodies”), dobrze jest nie czuć się różową, falbaniastą i uległą (z ang. „pink, frilly and compliant”) we własnej głowie; możesz czuć się zdezorientowana, mroczna, zarówno na tle seksualnym, jak i nieseksualnym, niepewna tego, kim lub czym jesteś.

Chcę tutaj wyrazić się bardzo jasno: wiem, że tranzycja będzie dobrym rozwiązaniem dla niektórych osób z dysforią płciową, chociaż dzięki szeroko zakrojonym badaniom, jestem również świadoma tego, że konsekwentnie pokazują one, iż 60-90% nastolatków z dysforią płciową wyrośnie ze swojej dysforii. Raz po raz mówiono mi, żebym „po prostu poznała osoby transpłciowe”. Poznałam.

Oprócz kilku młodszych osób, które były urocze, spotkałam transseksualną kobietę, która sama się tak opisuje, jest starsza ode mnie i cudowna. Chociaż otwarcie mówi o swojej przeszłości jako homoseksualny mężczyzna, zawsze trudno mi było myśleć o niej, jako o kimś innym niż o kobiecie i wierzę (i na pewno mam nadzieję), że jest całkowicie szczęśliwa po swojej tranzycji. Będąc jednak osobą starszą, przeszła długi i rygorystyczny proces ewaluacji, psychoterapii i etapowej tranzycji. Obecna eksplozja transaktywizmu wzywa do usunięcia prawie wszystkich solidnych systemów ochronnych, przez które kiedyś musieli przejść kandydaci do korekty płci. Mężczyzna, który nie zamierza ani przechodzić operacji ani brać hormonów, może teraz zapewnić sobie Świadectwo Uzgodnienia Płci  (z ang. Gender Recognition Certificate ) i być kobietą w świetle prawa. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy.

Żyjemy w najbardziej mizoginistycznym okresie, jakiego doświadczyłam. W latach 80 wyobrażałam sobie, że moje przyszłe córki, gdybym je miała, miałaby o wiele lepiej niż ja kiedykolwiek. Ale od sprzeciwu wobec feminizmu, po nasyconą pornografią kulturę interetu, uważam, że sprawy znacznie się dla dziewcząt pogorszyły. Nigdy nie widziałem kobiet oczernianych i odczłowieczonych w takim stopniu, w jakim są teraz. Od przywódcy wolnego świata o długiej historii oskarżeń o molestowanie seksualne i jego dumnych przechwałek o „chwytaniu ich za cipkę”, poprzez ruch inceli („mimowolnego celibatu”), który szaleje przeciwko kobietom, które nie dają im seksu, po transaktywistów, którzy deklarują, że TERF-y potrzebują ciosu pięścią i reedukacji, mężczyźni z całego spektrum politycznego wydają się zgadzać: kobiety proszą się o kłopoty. Wszędzie kobietom mówi się, żeby się zamknęły i usiadły.

Przeczytałam wszystkie argumenty na temat kobiecości niemieszczącej się kobiecym ciele (z ang. „not residing in the sexed body”) oraz twierdzenia, że biologiczne kobiety nie mają wspólnych doświadczeń i uważam je za głęboko mizoginistyczne i regresywne. Jasne jest również, że jednym z celów zaprzeczania znaczeniu płci biologicznej jest zanegowanie tego, co niektórzy wydają się postrzegać jako okrutną segregacjonistyczną ideę kobiet posiadających własną rzeczywistość biologiczną lub – co równie groźne – wspólne doświadczenie materialnej rzeczywistości, które czyni je spójną klasą polityczną.

Setki e-maili, które otrzymałam w ciągu ostatnich kilku dni, dowodzą, że podobna negacja dotyczy wielu innych rzeczy w takim samym stopniu. Nie wystarczy, aby kobiety były sojuszniczkami osób transpłciowych. Kobiety muszą zaakceptować i przyznać, że nie ma żadnej materialnej różnicy między transkobietami a nimi samymi.

Ale, jak to wiele kobiet powiedziało przede mną, „kobieta” nie jest kostiumem. „Kobieta” nie jest ideą w głowie mężczyzny. „Kobieta” nie jest różowym mózgiem, sympatią do Jimmy’ego Choosa ani do innych seksistowskich pomysłów, które teraz są w jakiś sposób reklamowane jako postępowe. Co więcej, „inkluzywny” język, który nazywa kobiety „menstruatorkami” i „ludźmi ze sromami”, wydaje się wielu kobietom odczłowieczający i poniżający. Rozumiem, dlaczego transaktywiści uważają ten język za odpowiedni i uprzejmy, ale dla tych z nas, które doświadczyły poniżających obelg ze strony brutalnych mężczyzn, nie jest on neutralny, jest wrogi i alienujący.

Co prowadzi mnie do piątego powodu, dla którego jestem głęboko zaniepokojona konsekwencjami obecnego transaktywizmu.

Jestem w centrum uwagi od ponad dwudziestu lat i nigdy nie mówiłam publicznie o byciu ofiarą przemocy domowej i napaści na tle seksualnym. Nie dlatego, że się wstydzę, że te rzeczy mi się przytrafiły, ale dlatego, że ponowne przywoływanie ich i pamiętanie jest traumatyczne. Czuję się też opiekunką wobec mojej córki z pierwszego małżeństwa. Nie chciałam przyznać sobie wyłącznej własności historii, która należy także do niej. Jednak jakiś czas temu zapytałam ją, jak by się czuła, gdybym publicznie zdecydowała się na szczerość odnośnie tej części mojego życia, a ona zachęciła mnie do kontynuowania tematu.

Wspominam o tych rzeczach teraz nie po to, by zdobyć sympatię, ale z solidarności z ogromną liczbą kobiet, które mają takie historie jak moja, a które zostały oczernione jako bigotki za obawy związane z osobnymi przestrzeniami dla kobiet i mężczyzn (z ang. single-sex spaces).

Udało mi się uciec z mojego pierwszego brutalnego małżeństwa z pewnymi trudnościami, ale teraz jestem żoną naprawdę dobrego mężczyzny z zasadami, bezpieczna i chroniona w sposób, jakiego nigdy bym się nie spodziewała. Jednak blizny pozostawione przez przemoc i agresję na tle seksualnym nie znikają, bez względu na to, jak bardzo jesteś kochana i ile pieniędzy zarobiłaś. Moja wieczna nerwowość to rodzinny żart – i nawet ja wiem, że to zabawne – ale modlę się, żeby moje córki nigdy nie miały tych samych powodów, co ja, by nienawidzić nagłych, głośnych dźwięków lub ludzi pojawiających się z tyłu, jeśli nie słyszałam, jak się zbliżają.

Gdybyś mógł wejść do mojej głowy i zrozumieć, co czuję, gdy czytam o transpłciowej kobiecie ponoszącej śmierć z rąk brutalnego mężczyzny, znalazłbyś solidarność i pokrewieństwo. Doświadczam instynktownego współodczuwania przerażenia, w jakim te transpłciowe kobiety spędzą ostatnie sekundy na ziemi, ponieważ ja również doznałam momentów ślepego strachu, kiedy zdałam sobie sprawę, że jedyną rzeczą, która utrzymuje mnie przy życiu, jest chwiejna samokontrola mojego napastnika .

Uważam, że większość osób transpłciowych nie tylko stanowi zero zagrożenia dla innych, ale jest podatna na zagrożenia ze wszystkich wymienionych przeze mnie powodów. Osoby transpłciowe potrzebują ochrony i zasługują na nią. Podobnie jak w przypadku kobiet, jest bardzo prawdopodobne, że zostaną zabite przez partnerów seksualnych. Szczególnie zagrożone są transpłciowe kobiety, które pracują w branży seksualnej, zwłaszcza kolorowe kobiety transpłciowe. Jak każda inna osoba, która przeżyła przemoc domową i napaść na tle seksualnym, czuję tylko empatię i solidarność z transpłciowymi kobietami, które były wykorzystywane przez mężczyzn.

Dlatego chcę, żeby transpłciowe kobiety były bezpieczne. Jednocześnie nie chcę, aby biologiczne dziewczęta i kobiety były mniej bezpieczne. Kiedy otwierasz drzwi łazienek i przebieralni każdemu mężczyźnie, który wierzy, że jest lub czuje się kobietą –  a, jak już powiedziałam, Świadectwa Uzgodnienia Płci mogą być teraz wydawane bez konieczności przejścia operacji lub brania hormonów – wtedy otwierasz drzwi wszystkim mężczyznom, którzy chcą wejść do środka. Taka jest prosta prawda.

W sobotni poranek przeczytałam, że szkocki rząd realizuje swoje kontrowersyjne plany co do zasad uzgodnienia płci (z ang. gender recognition), co w efekcie oznacza, że mężczyzna musi tylko powiedzieć, że jest kobietą. Używając bardzo współczesnego słowa, zostałam striggerowana. Przygnieciona nieustannymi atakami transaktywistów w mediach społecznościowych, kiedy byłam tam tylko po to, by dawać dzieciom informacje zwrotne na temat zdjęć, które narysowały do mojej książki w czasie lockdownu, spędziłam większość soboty w bardzo ciemnym miejscu w mojej głowie, pełnym wspomnień o ataku na tle seksualnym, jakiego doświadczyłam jako dwudziestolatka. Ten atak zdarzył się w czasie i przestrzeni, w której byłam bezbronna, a mężczyzna wykorzystał okazję. Nie mogłam odrzucić tych wspomnień i trudno mi było powstrzymać gniew i rozczarowanie sposobem, w jaki mój rząd bawi się, moim zdaniem zbyt pochopnie i swobodnie bezpieczeństwem kobiet i dziewcząt.

Późnym sobotnim wieczorem, przeglądając zdjęcia dzieci przed pójściem spać, zapomniałem o pierwszej zasadzie Twittera – nigdy, przenigdy nie spodziewaj się zniuansowanej rozmowy – i zareagowałam na to, co moim zdaniem było poniżającym językiem odnoszącym się do kobiet. Mówiłam o znaczeniu płci biologiczej i od tego czasu płacę za to cenę. Byłam transfobką, byłam cipą, suką, TERF-em, zasłużyłam na skancelowanie, bicie i śmierć. Jesteś Voldemortem – powiedziała jedna osoba, wyraźnie czując, że to jedyny język, który rozumiem.

O wiele łatwiej byłoby tweetować aprobowane hashtagi – ponieważ oczywiście prawa osób trans są prawami człowieka i oczywiście życie osób trans ma znaczenie – zgarnąć „woke cookies” i wygrzać się w blasku sygnalizowania cnoty (z ang. virtue-signalling). W konformizmie jest radość, ulga i bezpieczeństwo. Jak napisała również Simone de Beauvoir: „… bez wątpienia wygodniej jest znosić ślepą niewolę niż pracować dla własnego wyzwolenia; także umarli są lepiej przystosowani do ziemi niż żywi”.

Ogromna liczba kobiet jest słusznie przerażona transaktywizmem. Wiem o tym, ponieważ tak wiele z nich skontaktowało się ze mną, aby opowiedzieć swoje historie. Boją się doxxingu, utraty pracy lub środków do życia oraz przemocy.

Ale niezależnie od tego, jak nieskończenie nieprzyjemne było nieustanne atakowanie mnie, nie kłaniam się ruchowi, który moim zdaniem wyrządza ewidentną krzywdę, starając się zniszczyć „kobiety” jako klasę polityczną i biologiczną oraz oferując ochronę drapieżnikom, jak mało kto wcześniej. Stoję po stronie odważnych kobiet i mężczyzn, gejów, hetero i trans, którzy walczą w obronie wolności słowa i myśli oraz praw i bezpieczeństwa jednych z najsłabszych osób w naszym społeczeństwie: młodych gejów, niestabilnych nastolatków i kobiet, których bezpieczeństwo zależy od istnienia przestrzeni tylko dla kobiet  i dlatego chcą je zachować. Sondaże pokazują, że takie kobiety stanowią zdecydowaną większość, która nie obejmuje tylko tych uprzywilejowanych lub na tyle szczęśliwych, że nigdy nie spotkały się z przemocą mężczyzn lub napaścią na tle seksualnym i które nigdy nie zadały sobie trudu, aby dowiedzieć się, jak powszechne jest to zjawisko.

Jedyną rzeczą, która daje mi nadzieję, jest to, że kobiety, które potrafią protestować i organizować się, robią to i mają obok siebie naprawdę przyzwoitych mężczyzn i osoby transpłciowe. Partie polityczne, które starają się uciszyć najgłośniejsze głosy w tej debacie, ignorują obawy kobiet na własne ryzyko. W Wielkiej Brytanii kobiety docierają do siebie ponad podziałami partyjnymi, zaniepokojone utratą ich ciężko wywalczonych praw i powszechnym zastraszaniem. Żadna z kobiet krytycznych pod względem gender, z którymi rozmawiałam, nie nienawidzi osób trans; przeciwnie. Wiele z nich zainteresowało się tym problemem przede wszystkim w trosce o transpłciową młodzież i bardzo sympatyzują z transpłciowymi dorosłymi, którzy po prostu chcą żyć swoim życiem, ale obrywa im się za aktywizm, którego nie popierają. Największą ironią jest to, że próba uciszenia kobiet słowem „TERF” mogła popchnąć więcej młodych kobiet w kierunku radykalnego feminizmu, niż ruch ten widział od dziesięcioleci.

Ostatnią rzeczą, którą chcę powiedzieć, jest to, że nie pisałam tego eseju w nadziei na zyskanie sympatii, w najmniejszym stopniu. Mam niezwykłe szczęście; jestem osobą, która ocalała, a nie ofiarą. Wspomniałam o swojej przeszłości, ponieważ, jak każdy inny człowiek na tej planecie, mam skomplikowaną historię, która wpływa na moje lęki, zainteresowania i opinie. Nigdy nie zapominam o tej wewnętrznej złożoności, kiedy tworzę fikcyjną postać, a już na pewno nigdy o tym nie zapominam, kiedy chodzi o osoby transpłciowe.

Jedyne, o co proszę – wszystko, czego pragnę – to, aby podobna empatia, podobne zrozumienie zostały rozszerzone na wiele milionów kobiet, których jedynym przestępstwem jest pragnienie, aby ich obawy zostały wysłuchane bez otrzymywania gróźb i nękania.”

Źródło: https://www.jkrowling.com/opinions/j-k-rowling-writes-about-her-reasons-for-speaking-out-on-sex-and-gender-issues/https://www.jkrowling.com/opinions/j-k-rowling-writes-about-her-reasons-for-speaking-out-on-sex-and-gender-issues/