Polaryzacja szkodzi mniejszościom

Opublikowano przez

PiS podzielił debatę dotyczącą gejów i lesbijek na dwie równe części i po jednej stronie ustawił jednolitą masę „zwariowanej i zdemoralizowanej ideologii LGBT”, a po drugiej wszystkich „normalnych, którym zależy na porządku i rodzinie”. Każdy rozsądny człowiek wie, że nie ma czegoś takiego jak jednolite poglądy wewnątrz samej społeczności LGBT i jednolitej ideologii jaką wyznają osoby należące do mniejszości, więc nie można do jednego worka wrzucić wszystkich, którzy mają inną orientację, tożsamość itd. Nie wszyscy czują się nawet częścią społeczności, a przecież mogą być gejami czy lesbijkami i chcieć równych praw.

Problemem jest  mieszanie orientacji z tożsamością seksualną

Świat jest bardziej zniuansowany niż chciałby PiS czy Maja Heban i wszystkich osób homoseksualnych nie można wrzucić do jednego worka, a już tym bardziej z osobami transpłciowymi, których tożsamość oscyluje wokół farmakologii, operacji plastycznych i diagnoz. Geje i lesbijki chcą po prostu sobie żyć i mieć święty spokój, nie potrzebują do szczęścia ani leków ani operacji, przeciwnie. Zaś osoby trans potrzebują szerokiego pakietu medycznego i do tego jeszcze pragną podporządkować sobie innych, zmusić ich do uznawania swojej wiary i afirmowania ich uczuć. To są bardzo poważne różnice, które przeciwnik PiSu powinien rozumieć, jeśli nie chce grać do jednej bramki z konserwatystami robiącymi ze wszystkich z mniejszości jednolitą nawiedzoną masę.

PiSowi było na rękę w ten sposób zagrać i wrzucić wszystkich do jednej kategorii, bo łatwiej walczy się z potworem o prostej budowie, który pozbawiony jest niuansów.

Wszystkich do jednego wora to prezent dla radykałów

Pytanie, dlaczego organizacje LGBT nie starały się z tym walczyć, tylko uznały, że to świetny pomysł grać kartą polaryzacji? Może chwilowo przynosi ona profity, wprowadza napięcie emocjonalne, które można zmonetyzować, ale długoterminowo działa na niekorzyść osób zaliczanych do mniejszości seksualnych.  Być może organizacje pierwotnie skupiające się na prawach homoseksualistów zostały od wewnątrz przejęte przez radykalnych transaktywistów i geje oraz lesbijki nie mają już za wiele do powiedzenia we własnych organizacjach?

Moim zdaniem środowisku LGBT najbardziej służyłoby pokazywanie, że są w nim różni ludzie, że to nie monolit, i w ten sposób rozbijają beton, z którym PiS zalał debatę. Są geje konserwatyści, są lesbijki, które realizują się jako matki, są ludzie chcący rodzin, są osoby transseksualne, które po latach chcą cofnąć zmianę płci i krytykują idee, które pchnęły je do nieodwracalnych operacji itd… Nie wszyscy chodzą na parady, nie wszyscy mają takie same poglądy, nie wszyscy lubią Barta Staszewskiego itd. To daje przestrzeń do zauważenia, że LGBT to ludzie, a coś takiego jak orientacja, nie powinno człowieka wrzucać od razu do jakiegoś worka, bo orientacja nie definiuje poglądów, sympatii politycznych czy wyboru drogi życiowej.

Tym bardziej nie powinniśmy robić takich uogólnień, skoro tożsamości i orientacje mnożą się w tempie ekspresowym i coraz więcej osób zgłasza akces do bycia częścią i reprezentem LGBT. Różnorodne poglądy i spory wewnątrz środowiska będą naturalne i powinna być zgoda na dyskusję.


Konsensus w demokratycznym porządku wypracowuje się w toku debat, otwartych dyskusji, a nie zastraszając adwersarzy, jak robi to chociażby Maja Heban, osoba (ona/jej) nazywająca się transaktywistką i pracująca w „Miłość nie Wyklucza” i kręcąca na swoich social mediach ciągłe nagonki na gejów, lesbijki czy feministki jak ja czy dr Szumlewicz, której oczywiście też się znowu oberwało przy okazji występu w programie „Hala odlotów „ na TVP Kultura, gdzie krytycznie wypowiedziała się o okaleczaniu dzieci w imię tożsamości płciowej. Robienie na kimś cyfrowego linczu albo agresywne protesty, że w mediach toczy się debata oraz próby zastraszania ludzi, żeby nie wypowiadali się na jakiś temat czy z kimś nie rozmawiali, nie należą do porządku demokratycznego, a zahaczają o skrajny autorytaryzm.

Tęczowy hejt to też hejt



Nękanie ludzi w internecie przez tęczowych aktywistów nie jest skuteczne; chwilowo może mrozić debatę i przynosi pożądany przez osoby pokroju Heban skutek, ale długofalowo ludzie zaczynają pragnąć wolności i zaczynają się buntować automatycznie dystansując się do środowiska, które ich próbowało stłamsić. Wyzywanie wszystkich od transfobów skutkuje tym, że transfobia przestaje znaczyć uprzedzenia, a zaczyna oznaczać logiczne myślenie, chęć rozmowy i otwartość. Jeśli wyzywa się w ten sposób kogoś, kto przytacza prawa biologii, to już w ogóle zaciera się wagę tego słowa. Tak, jak napisał w poście na Facebooku naczelny portalu queer.pl — Radek Oliwa — nagle 90% ludzi zaczyna utożsamiać się z czymś kreowanym jako kontra do LGBT, mimo że wcale nie muszą być wrodzy wobec mniejszości, ale wystarczy, że zauważają biologiczne podstawy płci, i już są w jednym worku z Ordo Iuris i PiS. Czy działa to na korzyść osób LGBT? Nie sądzę. Raczej rozmywa znaczenie słów i neutralizuje w ludziach chęć bycia sojusznikiem. Polecam w ogóle komentarze pod wspomnianym postem, bo świetnie pokazują właśnie to o czym pisze, za byle co lecą tam oskarżenia o transfobie.

Jak potem wytłumaczyć ludziom, że Heban z „Miłość nie Wyklucza” nie reprezentuje poglądów wszystkich gejów i lesbijek w tym kraju, że nie wszyscy nękają dziennikarzy i szkalują Bogu ducha winne osoby za lajki na Instagramie, jeśli większość milczy lub siedzi zastraszana w szafie, już nie ze swoją orientacją, ale ze swoimi poglądami, których z powodu orientacji nie może powiedzieć na głos?

Tu należy pochwalić zarówno naczelnego Queer.pl za postulowanie otwartej debaty, co jest  w pewnych kręgach kontrowersyjne, jak i lesbijki Kolektyw Labrys , że mają odwagę wychodzić ze swoimi gender krytycznymi poglądami i stawać w opozycji do autorytaryzmu transaktywistów. Moim zdaniem robotę robią też wyoutowani geje tacy jak Łukasz Sakowski czy Waldemar Krysiak; możemy się z nimi nie zgadzać, ale przynajmniej pokazują, że środowisko jest różnorodne i nie wszyscy geje od razu uważają to czy tamto, a przede wszystkim mają prawo do krytyki patologii w ruchu LGBT. To ma duże znaczenie, bo pokazuje faktyczną różnorodność.

Brak debaty i brak różnorodności zniechęcają do LGBT



Brak przyzwolenia na debatę i brak pokazywania niuansów, terroryzowanie ludzi, żeby mieli takie same poglądy, jest wysoce szkodliwe i tak naprawdę działa na korzyść najbardziej zatwardziałych konserwatystów, którzy mniejszości mogą łatwo w ten sposób zohydzić. To właśnie robił PiS, i niestety szło mu świetnie, bo nikt tego nie chciał zdepolaryzować. Opozycji na rękę było korzystać z narzuconego podziału, ale im nie zależało na dobru mniejszości, tylko na politycznej grze, gdzie mniejszości są po prostu kartą. Tym, którym naprawdę zależy na mniejszościach, powinno zależeć też na rozbijaniu myślenia o nich w kategoriach 0-1.


Druga sprawa to fakt, że „transfobia” stała się takim samym słowem-wytrychem, jak „ideologia LGBT”, służy polaryzowaniu, ucinaniu dyskusji i wykluczaniu. Niewiele się to różni od praktyk najmniej tolerancyjnych konserwatystów gotowych wykluczyć kogoś za brak wiary. W ten sposób, co już wspomniałam, 90% ludzi staje się transfobami, bo dali lajka, który nie spodobał się jakiemuś transaktywiście, albo przytoczyli proste fakty z biologii. To się stało śmieszne.

Programowanie nieszczęścia mniejszości


Mniej śmieszne jest dzielenie świata na my-oni, które jest szkodliwe społecznie i niesie szkody psychiczne dla osób ten styl myślenia wyznających. Takie przekonania mogą nasilać lęki i być podwalinami do depresji. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego przekonania, że uczucia i emocje mają nas prowadzić, a wszystkie trudności nas osłabiają. Niestety takie trendy widzę w social mediach targetowanych pod osoby mogące utożsamiać się z LGBT czy z lewicą i ten toksyczny styl myślenia rozpoznaję chociażby w szantażach emocjonalnych, które niektórzy aktywiści publicznie robią twierdząc, że brak afirmacji ich odczuć to wręcz ludobójstwo, a jak ktoś nie uzna ich przekonań za słuszne to strzelą sami wiecie co. Absurdalne, ale pokazuje w jakim psychologicznym klinczu sami się zamknęli lub chcą zamknąć swoich odbiorców (by móc nimi łatwiej manipulować).

Podejrzewam, że ten szantaż wynika w większości przypadków nie tyle ze złej woli, co z bezsilności i psychicznego cierpienia. Nie da się im jednak ulżyć bezkrytycznie poddając się absurdalnym żądaniom, bo władzy absolutnej nie będą mieć nigdy — zawsze będą mierzyć się z rodzajem oporu materii, która nie poddaje się myślom oraz z innymi ludźmi, którzy mają swoje przekonania i swoje prawo do wolności. Chociaż nie podzielam wiary osób trans w zmienność płci, szczerze im współczuję ich cierpienia i nie chciałabym, aby byli wykluczani czy izolowani od społeczeństwa, tylko z racji swoich przekonań czy wiary. Nie chciałabym też, aby byli wrzucani do jednego worka z Heban czy innymi agresywnymi aktywistami.

Tego samego oczekuję od innych i myślę, że tu można postawić zdrową granicę — różnimy się i nie zgadzamy, ale nie wykluczajmy się nawzajem i nie przyklejamy sobie łatek.

Prawo do niezgody, prawem do wolności


Zaznaczam, że ja z dr Szumlewicz też się w wielu rzeczach nie zgadzam, co nie zmienia faktu, że chętnie z nią dyskutuję na te tematy i chętnie wysłucham argumentów jej czy jej przeciwników, nawet jeśli uznam je za słabe. Dialog buduje i pomaga dojść do wniosków, na nim powinniśmy budować społeczeństwo. Nie musimy się zgadzać, by móc się z szacunkiem wysłuchać.  Banał, ale jakoś zapomniany.

Niestety zaraz ktoś mnie wrzuci do wygodnego worka TERF/transfob i rozmowa będzie skończona, bo z TERF-ami się nie gada… Naprawdę, czym to się niby ma różnić od szczucia PiS-u? Nie bądźmy — jako ludzie tolerancyjni — tak podatni na lustrzane odbicie radykałów prawicy. Czas postawić granice radykałom także z każdej strony.

Ja do żadnej społeczności się nie zapisuję, daję sobie prawo do zmiany poglądów, do zmiany wyboru drogi życiowej, daję też sobie otwartość, aby rozmawiać z różnymi ludźmi, o różnych poglądach, nawet jeśli mi czy komuś się nie podobają. Moja płeć czy orientacja seksualna nie definiują moich przekonań i sympatii, nawet jeśli na nie wpływają, nie chce być szantażowana, że mam to czy tamto z ich powodu uważać.

Demokracja, prawa człowieka i wolność są dla mnie ważnymi wartościami i chciałabym, aby więcej osób było skłonnych za nimi stać. To one chronią mniejszości, a nie zamordyzm i terror, nawet jeśli pozornie działają w drugą stronę i mają chronić mniejszości. Nie ma usprawiedliwienia dla agresji, cenzury i przemocy grupy wobec jednostki, która chce móc skorzystać z przyrodzonych jej praw człowieka.

Z polaryzacją musimy walczyć wszyscy.

Jeśli chcesz wesprzeć moją niezależną publicystykę, możesz wpłacić mi dowolną kwotę na Patronite.