Raport Cass ujawnia – blokery dojrzewania bez podstaw medycznych.

Opublikowano przez

W ostatnich dniach wyszedł pełen raport dr Cass dla zlecenie brytyjskiej służby zdrowia (NHS), dotyczący procedur „zmiany płci” u dzieci i młodzieży. Już wcześniej, w trakcie pisania raportu, dzięki jej pracy zamknięto największą w Wielkiej Brytanii klinikę „zmiany płci” w Tavistock, o czym szeroko pisały zagraniczne media, a w Polsce jak zwykle nieliczne, bo mamy zabetonowane liberalne tytuły. Niewątpliwie jednak sprawia to, że osoby piszące w tym samym duchu co Guardian czy Telegraph są niesłusznie wrzucane do jednego worka z copyrighterami broszurek partyjnych dla PiS. To bardzo niesprawiedliwe ponieważ temat jest, a przynajmniej powinien być, ponad podziałem politycznym. Chodzi tu w końcu o zdrowie i życie dzieci i młodzieży. Liberalni rodzice są w tym przypadku może nawet bardziej narażeni na marketing usług transpłciowości, także do nich tym bardziej powinny dojść nowe wieści ze świata w temacie „trans dzieci”. Piszę to rozmyślnie w cudzysłowie, bo chodzi o dzieci z dysforią, których tożsamość się dopiero kształtuje i o stałej tożsamości czy łatce trans, nie powinniśmy w ogóle mówić.

Medycyna oparta o naukę czy ideologię?

Raport jest szokujący — Cass wraz z zespołem zbadała wszystkie dostępne na świecie dowody i badania, na których opiera się medycyna transpłciowości/transseksualizmu (gender care czy gender medicine).  Po przeanalizowaniu tysięcy danych; badań medycznych, artykułów naukowych, informacji medycznych, rozmów z pacjentami, aktywistami, specjalistami, rodzicami itd. doszła do szokującego wniosku —  stosowane od lat w Wielkiej Brytanii, podejście do leczenia dysforii płciowej u dzieci i młodzieży nie opierało się na solidnych dowodach naukowych. Zła wiadomość jest taka, że to samo podejście stosuje się obecnie w Polsce i w wielu innych krajach. U nas w szarej strefie, bez odgórnych wytycznych już 13- letnie dziewczynki poddawane są hormonoterapii testosteronem i amputowane są im piersi (aktywiści używają eufeministyczej nazwy „topka” lub „jedynka”, na ten rodzaj okaleczenia).

Oznacza to, że prowadzi się na nowym pokoleniu rodzaj niekontrolowanego eksperymentu medycznego. Podaje się młodzieży leki, które nie przeszły badań klinicznych pod kątem stosowania w ten sposób i na takie problemy. Procedury zostały wymyślone przez lekarzy-aktywistów, opierając się na ideologii, a nie medycynie opartej na faktach i dowodach.

Na portalu rynekzdrowia.pl czytamy:

W liczącym 388 stron dokumencie napisano m.in., że nieletni mający zaburzenia tożsamości płciowej poddawani byli w GIDS terapii hormonalnej w oparciu o „niezwykle słabe dowody” medyczne, bez brania pod uwagę długoterminowych konsekwencji, a często też z pominięciem innych kwestii dotyczących ich zdrowia.”

O trans albo dobrze albo wcale

Debata na ten temat jest upolityczniona i zideologizowana, odbywa się w dużym napięciu i pod dużą presją, bo wiele osób z branży medycznej, lekarzy, psychologów i specjalistów, a także aktywistów oraz prywatnych firm zarabia krocie na biznesie trans tożsamości lub czerpie z niego inne osobiste profity. Jeśli ktoś przeciwstawi się jakiemukolwiek z pomysłów transaktywistów, może łatwo zostać wrzucony do worka z faszystami, rasistami i innymi „złymi ludźmi”. Popularne stało się wyzywanie wszelkich krytyków bezrefleksyjnego pchania dzieci w nieodwracalne procedury od TERF -ów czy transfobów. Niestety te określenia nie są neutralne i są używane jako straszak zamykający dyskusje.  Lekarz chcący poczekać z diagnozą dziecka może zostać nazywany transfobem, co będzie miało konsekwencje ostracyzmu w liberalnym środowisku, niezależnie czy naprawdę ma jakieś uprzedzenia do osób trans czy po prostu wyraża ostrożność i delikatną krytykę wobec pewnych pomysłów. W ten sposób cementuje się debatę uniemożliwiając dyskusję i zobaczenie niuansów.

Dysonans po amputacji

Osoby, które poddały się same procedurze radykalnej zmiany wyglądu, nieraz obejmującej amputację części ciała lub nicowanie genitaliów, mają wysoki poziom motywacji wewnętrznej, by usprawiedliwiać swoją decyzję i popierać idee, które je do tego pchnęły. Dysonans poznawczy osób transseksualnych oraz rodziców, którzy skierowali w tę stronę swoje dzieci jest tak duży, że umacnia w nich przekonanie o słuszności wybranej drogi. Lekarze zajmujący się transowaniem mogą zas bać się procesów, więc także będą optować za blokowaniem krytyki i debaty.

Tym większe napięcie psychiczne powoduje świadomość tego co sobie lub dzieciom zrobili, tym większa motywacja, by szukać usprawiedliwień i obsesyjnie bronić dokonanego wyboru. Przyznanie, że popełniło się błąd, którego nie da się cofnąć powoduje ogromny żal, co możemy zaobserwować u osób po detranzycji. Świadectwa osób, które były zagubione i zostały wciągnięte na ścieżkę trans tożsamości są bardzo przejmujące i polecam zapoznać się z tymi, które były opublikowane w Polsce:

Historia detrans Magdy,

Detranzycja Łukasza Sakowskiego,

Historia polskiej detranzycjonerki

Historia Anny

Prawdopodobnie z lęku przed odkryciem niewygodnych faktów dotyczących „cofania zmiany płci” tj. detranzycji wiele klinik odmawia współpracy i nie chce, aby badacze tacy jak Cass przyglądali się co po latach dzieje się z ich pacjentami, a wiele wskazuje na bardzo duży odsetek osób rezygnujących, na różnych etapach z tranzycji, czyli z medycznych procedur „zmiany płci „. Ciężko oszacować ile, bo kliniki nie prowadzą lub nie chcą ujawniać takich statystyk.

Tranzycja społeczna i medyczna nie dla dzieci


Raport Cass zwraca też uwagę, że nawet stosowanie wybranych zaimków może mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne młodzieży. Według badaczki płeć nie jest jedyną rzeczą przez jaką powinny definiować się dzieci i młodzież. Naukowczyni zwraca uwagę na to, że okres dorastania niesie pewne typowe problemy, które są monetyzowane przez biznes powiązany z tzw. „gender care”. Wzrost liczby dziewcząt kierowanych do klinik „zmian płci”, jaki obserwuje się od mniej więcej 2014 roku w UK, może być związany z używaniem social mediów.

Cass ma dużą odpowiedzialność, bo jej raprot przyczyni się do wdrożenia nowych standardów opieki dla dzieci oraz młodzieży z dysforią płciową. W Guardian czytamy, że badaczka chciałaby, żeby w przyszłości usługi w klinikach oferowały szeroki zakres interwencji, zamiast skupiać się jedynie na kwestiach płciowych.

Mówi— „Nie jestem nawet pewna, czy przyszłe kliniki powinny mieć w nazwie słowo ‘płeć’, powinniśmy ‘odejść od nazywania tych usług wyłącznie usługami płciowymi ponieważ młodzi ludzie nie są definiowani tylko przez płeć”.

Uważa, też że dla mniejszości młodych ludzi tranzycja („zmiana płci”) będzie odpowiednią opcją. To że jakaś mała grupa osób może skorzystać na takich rozwiązaniach nie powinno sprawiać, że dla większości, która na tym starci wprowadza się je jako obowiązujące.

Czy doczekamy się w Polsce naszej Cass? Czy Ministerstwo Zdrowia zajmie się przygotowaniem wytycznych? Czy staniemy się smutnym punktem zbytu dla usług, które niedługo będą zabronione w większości cywilizowanego świata?

Pytania te pozostawiam otwarte i mam nadzieję, że Polskie media zajmą się tematem przełamując zmowę milczenia po liberalnej stronie sceny publicystycznej. Polskie dzieci Was potrzebują drodzy dziennikarze. Nie dajcie się szantażować.

Piszę dzięki wsparciu nieżelaznych darczyńców z Patronite. Możesz dołożyć się wybraną kwotą do mojej publicystyki. Dziękuję.



.